3. Que llegue el viernes para vernos de nuevo
- Pomalujesz mnie trochę ? – zapytał, kiedy kończyłam swój makijaż. Oparł się ręką o futrynę i patrzył tak seksownie, ludzie !
- Do czego to doszło. – zaśmiałam się. – Pomaluję, ale daj mi chwilę. – oznajmiłam, domalowując rzęsy.
- To może ja poczekam w pokoju, na łóżku. – zagwizdał i powoli się odwrócił, zdążyłam jeszcze zobaczyć jak uśmiecha się zalotnie. Toć jasne, że chce, żebym mu usiadła na kolanach. Idiota, ale przynajmniej kochany. Wzięłam podkład i puder i poszłam do Juan’a. Usiadłam standardowo na jego kolanach i precyzyjnie pędzelkiem, zaczęłam rozprowadzać podkład.
- Wiesz, że jak się spocisz to prędzej czy później to się zmyje. – rzekłam. – Najwyżej w czasie przerwy będę Cię poprawiać, chociaż w sumie przynajmniej będziesz wyglądał jak z okładki albumu. – zaśmiałam się.
- A myślałem, ze dirty boy jest zarezerwowany tylko dla ciebie. – i znowu ten zalotny wzrok.
- Wiesz, bo to jest tak… - odłożyłam kosmetyki na bok i popchnęłam go na łóżko. – Jest zarezerwowany dla mnie, bo jest tylko mój, ale to ja go znam od tej najbrudniejszej strony, nie sądzisz ? – tym razem to ja zagryzłam warkę i namiętnie go pocałowałam. Jego ręce znalazły się na moich pośladkach. Przygryzłam jego wargę.
- Powiem tak… ciebie też tylko ja znam od tej najbrudniejszej strony, więc wiem co czujesz. – seksownie wyszeptał mi do ucha i delikatnie je przygryzł.
- Kurdę, tak bardzo bym chciała ci właśnie pokazać tą najbrudniejszą stronę, ale czas goni. – powiedziałam smutno, schodząc z niego. Usłyszałam cichy jęk niezadowolenia. Podparł się na łokciach, a kątem oka widziałam jak przygryza wargę i patrzy się mi na tyłek. Obcisłe jeansy robią swoje.
- Moja mamacita. – wstał i objął mnie w pasie. – Fajne masz siodło w tych jeansach skarbie, ale fajniej byś trzęsła nim będąc na mnie.* - zamruczał mi uwodzicielsko do ucha, a mnie po całym ciele przeleciały ciarki.
- Musisz niestety poczekać. – obróciłam się i namiętnie wpiłam się w jego usta, aby następnie zostawić na nich niedosyt. Znowu ten jęk zawodu. Olałam go i poszłam do reszty pakować rzeczy, a on usiadł na łóżku i obserwował każdy mój ruch – kiedy szłam, kiedy kucałam, kiedy się schylałam. Miałam tę pewność jak bardzo go to podnieca, dlatego tym bardziej zachowywałam się kokieteryjnie.
- Jesteś okropna !
- Wiem, baby. – puściłam mu oczko. – Skończone – Skończone. – powiedziałam kiedy zasunęłam walizkę. – Inne miasta czekają. – uśmiechnęłam się delikatnie. – Nie tęskno ci czasami za domem, za Medellin ? – spojrzałam na niego.
- Jak mogłoby być, skoro mam cały czas swój dom przy sobie ? – podszedł do mnie i przykucną, a następnie złapał mnie za ręce. Zaznaczam, że siedziałam na walizce.
- A tak na serio ? – wyczekiwałam szczerej odpowiedzi – o żadnej innej nie było mowy.
- Wiesz, że czasami jest ciężko. Chciałbym położyć się w swoim łóżku, ale też wiem i ty też wiesz, że to jest moje życie, ja tym żyję, oddycham, jestem. Jedyne co mnie czasami trzyma to to, że ty jesteś przy mnie. – ucałował moje dłonie. – Tylko ta trasa się skończy i zajmę się nagrywaniem płyty, więc wyjazdy będą sporadyczne, ale po tej całej otoczce, zabiorę cię idziesz, żebyśmy odpoczęli, sami, tylko ty, ja i słońce – nic więcej, a jedyną muzyką będą piosenki grane przeze mnie na gitarze. – skradł krótki pocałunek z moich ust. – A potem już wszystko wróci do normy. Dom, wspólne życie nasz dwojga, rodzina, przyjaciele. – on zawsze potrafił mi poprawić humor. – To tylko ostatnie osiem tygodni, z czego za 2 będziemy przejazdem w Medellin, więc na chwilę wrócimy do domu, a teraz chodź, zbieramy się na śniadanie. – pomógł mi wstać i przytulanie do siebie, poszliśmy do hotelowej restauracji.
***
Nie dało się nie zauważyć tych złośliwych spojrzeń ze strony Lucas’a i Juan’a. Nie, tego wcale nie było widać. Myślałam, że skoczą tam sobie do gardeł. Połowa stolika trzymała Santanę, a ja starałam się uspokoić Londono’esa. Zjadłam w ekspresowym tempie i zgarnęłam stamtąd Luan’a. Już był na skraju wytrzymałości. W tym autokarze to się chyba pozabijają. Na szczęście, że są tam łóżka, to zawsze będzie można się zdrzemnąć, a nie ukrywam – droga będzie całkiem długa.
Wsiedliśmy do windy i znienacka przycisnął mnie do ściany niczym Grey. Zaczął mnie namiętnie całować. Jedna ręką trzymał moją rękę, a drugą gładził moje plecy. Raz na jakiś czas zagryzał moją wargę, ja odwdzięczałam się tym samym. Kiedy nasz języki przestały ze sobą tańczyć, oblizał całe moje usta. Prawdziwe oblicze Pretty boy’a.
- A, że niby kobiety to te zboczone. – zaśmiałam się.
- Każda przecież chce mieć swojego Gray’a, prawda ? – uniósł swoje brwi. Ręce miał z dwóch stron mojej głowy.
- Mi wystarczy mój Maluma. – przyciągnęłam go za koszulkę, czym zmusiłam do pocałunku. Kiedy skończyłam drzwi windy się otworzyły, dostałam tylko klapsa w tyłek i poszłam razem z nim do naszego pokoju. – Oh, ktoś tu chyba chciałby poszaleć co ? – zaśmiałam się i złapałam go w pasie.
- Z tobą mógłbym szaleć cały dzień i całą noc. – przybliżył się do mnie i schował za ucho niesforny kosmyk. Jego szept działał na mnie niczym afrodyzjak.
- Niestety dniami szaleć nie możemy, ale kto powiedział, że ta noc nie może być nasza ? – uwodzicielsko się uśmiechnęłam.
- I tylko na to liczę. – obrócił mnie, a następnie pocałował. – Baby.
***
- Koncert zaczyna się o 18:30, wiec do 20:30 powinieneś się wyrobić. – menadżer przedstawiał Malumie cały plan. Szliśmy za rękę, ponieważ przechadzaliśmy się po sali koncertowej, która była ogromna. Juan musiał widzieć na własne oczy, ze wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Ja natomiast podziwiałam wielkość obiektu oraz zaangażowanie tych ludzi. – Wiec już was zostawiam samych, do zobaczenia później. – i odszedł. Teraz Londono cała swoją uwagę skupił na mnie.
- Więc wygląda na to, że noc będzie dla nas. – zaśmiał się, a ja uderzyłam go w ramię.
- Wiecznie niewyżyty seksualnie. – spojrzałam z politowaniem i pokiwałam głową.
- Ja ? To nie ja ciebie non stop prowokuje. – strony się odwróciły. – Skoro prowokujesz to mi się chce. Proste ? Proste.
- Dlaczego ja jeszcze z tobą jestem ? – zaśmiałam się.
- Bo jestem wiecznie niewyżyty ? – roześmiał się razem ze mną.
- Bo jesteś idiotą, a ja lubię takich. – wyszczerzyłam się i zaczęłam uciekać. Po chwili on ruszył w pościg za mną, jednak po niedługim czasie mnie dogonił i szczelnie objął ramionami.
- Teraz kara musi być. – uśmiechnął ie.
- Hmm, zależy jaka. – spojrzałam na niego.
- Okey, teraz ci podaruję, ale kara cię nie ominie, poczekaj tylko do wieczora. – puścił oczko.
- Uznajmy, że się zgadzam. – przejechałam ręką po jego policzku.
- Na karę nie trzeba zgody, królowo angielska. – był taki poważny.
- Ale nie uważasz, że będzie ona przyjemniejsza dla obu stron, idioto ? – tym razem to ja zachowałam powagę.
- Ale wtedy nie będzie karą.
- I tak wiem swoje. – przygryzłam wargę.
- I tak to zostawmy. – wtuliłam się w jego koszulkę.
***
- Uwaga ! – krzyknęłam po czym wskoczyłam mu na plecy. Wziął mnie na barana i tak chodził po korytarzu, nie umknęło to uwadze innym, którzy wyciągnęli telefony, aby to udokumentować. – Nie jestem ciężka ? – zaśmiałam się.
- Jeszcze mnie plecy nie bolą, więc raczej nie. – zaczął się śmiać.
- Dobra, ale może mnie już postawisz na ziemię ?
- Muszę mieć cię cały czas przy sobie.
- Raczej na sobie. – prychnęłam.
- To też. – dodał poważnie. – To teraz chodź na barki. – postawił mnie na ziemi, przykucnął, a ja wspięłam się na jego barki.
- To siłownia na dzisiaj zaliczona, co ? – cały czas się śmiała.
- Zależy dla kogo. Hehe. Nie no, trening siłowy zaliczony, tylko jeszcze rozgrzewka została, ale coś nam nie po kolei to wyszło.
- Bo ty jesteś taki nie po kolei. – wyszczerzyłam się, kiedy odchylił głowę do tyłu, żeby mnie zobaczyć.
- Sorry bardzo. Ja chciałem zachować szyk, ale to ty popsułaś plany. – odrzekł z wyrzutem.
- Bo ja mój drogi, przynajmniej myślę o tym co będzie, a nie tylko o tym co jest teraz. Jednym słowem myślę dojrzalej, głupku. – nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. Maluma ukucnął i jedyne co usłyszałam to :
- Zejdź. – obrażona mina and these meters. Wykonałam jego poleceni I po chwili stałam już na ziemi. On wstał i poszedł.
- Okey, idź. Płakać nie będę. – krzyknęłam i poszłam w swoją stronę. Skorzystałam z tego, że jest ładna pogoda i udałam się na spacer.
***
Jeszcze przed chwilą miałam pewność, że zaraz przyjdzie, ale nie było go od dobrych pięciu minut. Postanowiłam już zrezygnować ze spaceru, więc równym krokiem udałam się do Sali, a następnie pokierowałam się w stronę garderoby. Koncert miał być za niecałe pięć godzin. Mieliśmy jeszcze czas, żeby pochodzić po mieście i co najważniejsze – coś zjeść. Moje przemyślenia przerwała Juliana.
- Chodź szybko ! – pociągnęła mnie za rękę.
- Co takiego się stało ? – zdezorientowana zapytałam, ale nikt nie raczył mi odpowiedzieć. Weszłam powoli do szatni i w sumie było neutralnie. Maluma siedział w telefonie, ogólnie cisza i spokój. Podeszłam do niego, ale nawet to nie oderwało jego uwagi od urządzenia. Wyrwałam mu telefon, zablokowałam oraz spotkałam się z jękiem niezgody. Odłożyłam go na szafkę a sama usiadłam na jego kolanach, a ręce narzuciłam na szyję.
- I tak wiem, że się nie gniewasz. – spojrzałam w te urzekające czekoladowe oczy.
- A jak ty mnie dobrze znasz. – pokiwał z niedowierzaniem głową, a ręce ułożył na mojej talii. – Ale podroczyć się z tobą przecież nikt nie zabronił. – w odpowiedzi go tylko pocałowała.
- Idziemy coś zjeść ? Mamy jeszcze kupę czasu, a nie chce mi się tu siedzieć. – spojrzałam z miną małego szczeniaczka.
- Skoro tak ładnie prosisz. – ucałował mnie w policzek.
- Przyznaj się, że jesteś głodny. – wystawiłam język i zeszłam z jego kolan.
- Kurde, znowu. – usłyszałam jak mówił do siebie pod nosem.
- No cóż, znam cię na prze wylot. – zaśmiałam się i wzięłam torebkę, a następnie z Malumą za rękę udaliśmy się w głąb miasta.
***
- Tak, przy telefonie. – czekaliśmy na posiłek, kiedy zadzwonił telefon Juan’a. Z uwagą przyglądałam się mimice jego twarzy. – Oczywiście, że będziemy, aczkolwiek możemy się trochę spóźnić, w sumie to i tak ominą nas te wszelakie przemówienia, no ale nie ma opcji, żebyśmy byli wcześniej. Ychym, ychym. Cała przyjemność po naszej stronie, do widzenia. – połączenie zostało przerwane, a telefon zajął swoje wcześniejsze miejsce przy talerzu. – Ktoś popsuł nasze niecne plany. Idziemy dzisiaj na bal charytatywny, nie mogłem odmówić, przecież wiesz. – uśmiechnął się.
- Są rzeczy ważne i ważniejsze, a tamto nie zając – nie ucieknie. – zaśmiałam się. – Wszystko fajnie, super, świetnie… - zrobiłam się poważna i złapałam go za rękę *siedziałam naprzeciwko niego* - Tylko ja nie mam takiej sukienki, bo się nie spodziewałam czegoś takiego. – złączyłam usta w wąską linię.
- Bo ja mam. Dobra, innego wyjścia nie widzę. Zjemy i idziemy coś kupić, bo nie wypada przyjść w dresach, choć nie ukrywam, było by wygodnie. – zaśmiał się, spuścił głowę, a następnie ponownie spojrzał na mnie.
- W sumie jeśli założyłabym szpilki do dresów, do tego jakąś koszulkę, to nie było by tak źle. – uśmiechnęłam się dumnie.
- Czy ty mi coś sugerujesz ? Może założę szpilki, pomaluje się i będę wyglądać seksownie, co ? – roześmiałam się.
- Bez tego wszystkiego, a najlepiej w ogóle bez niczego, wyglądasz seksownie. – przygryzłam wargę. – Ale niestety baby, nie pozwoliłabym ci tak wyjść do ludzi. Sorry, ale to widok zarezerwowany tylko i wyłącznie dla mnie. – dumy uśmiech po chwili nieobecności wrócił na moje usta. Zagryzł wargę.
- Your dirty boy. – rzekł seksownie i puścił oczko. Moja wyobraźnia postawiła przed moimi oczami Arias’a bez koszulki. Aj! W sumie to nie tylko bez koszulki, ale szczegóły zostawię dla siebie. Moje przemyślenia przerwał kelner. Zamówiłam typowo kolumbijskie danie czyli Ajiaco to samo uczynił Aria’s. Posiłek zjedliśmy w ciszy, a następnie udaliśmy się na nieszczęsne zakupy.
***
- Hmm… ta długa czy ta krótka ? – zaprezentowałam mu dwie sukienki, bo przecież kto inny niż on, będzie wiedział w czym wyglądam bardziej seksownie.
- Wziąłbym tą czarną, bo wydaje się taka..noo… - podrapał się po głowie.
- Powiedz, że seksowna głąbie. – zaśmiałam się.
- Chciałem powiedzieć dzika, ale no niech będzie.
- Dzika ? Nie no ok. – zacisnęłam usta w wąską linię i pokiwałam głową na tak. – W sumie to może ją przymierzę. Pomożesz ? – spojrzałam na niego.
- Wiesz, że zawsze chętny, aczkolwiek wolałbym rozbierać, a nie ubierać. – wyszczerzył się.
- Najpierw ubierzesz, potem rozbierzesz, pasi ? – popatrzyłam z niedowierzaniem.
- No ba. – zaśmiał się i podążył ze mną do przymierzalni. Oparł się o ścianę i obserwował każdy mój ruch, z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Powoli zdjęłam koszulkę, a następnie shorty, które wylądowały na ławce. Delikatnie zdjęłam sukienkę, a następnie z pomocą samego zainteresowanego, założyłam ją na siebie. Czarny opinający materiał wyglądał znakomicie na moim szczupłym ciele, a rozporek do połowy uda zdecydowanie dodawał seksapilu.
- I jak ? – obróciłam się wokół własnej osi.
- Idealnie. – podszedł i przycisnął mnie do ściany. Jedną ręką ujął moją twarz, a druga powędrowała na moje odkryte udo. Pocałował mnie namiętnie. – To może teraz pozwolisz, że ją z ciebie zdejmę kochanie. – i jak powiedział, tak uczynił. Powiesił sukienkę na wieszak, przelotnie mnie pocałował, ubrałam się i poszliśmy do kasy.
* Sitek - "Chodź ze mną"
* Sitek - "Chodź ze mną"
***
WIDZIMY SIĘ 30 WREZŚNIA !!
Hahaha, kocham takiego niegrzecznego Juana :D
OdpowiedzUsuńDzięki za powiadomienie :D
OdpowiedzUsuńCóż za szaleniec z tego Juana :D
Zapraszam na dwójkę ---> https://jedna--noc.blogspot.com/2017/09/rozdzia-drugi.html?m=1
UsuńByłam przekonana, że komentowałam ten rozdział, ale jednak nie :D
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, Juan niegrzeczny, haha :D
Czekam na kolejny ;*
I zapraszam do siebie ;*
Usuńhttp://my-life-is-die.blogspot.com/2017/09/6.html