10

- Wiesz, Juan, zawsze miałam cię za tajemniczego, ale teraz to już lekka przesada. Jedziemy jakąś pustynną drogą, cholera wie gdzie, a ty jeszcze głupkowato uśmiechasz się pod nosem. Ogarnij się - skrzyżowałam ręce na piersiach i przeniosłam ponownie wzrok na przednią szybę.
- Si te sientes sola, llama a cualquier hora. Toda mi vida te la pongo a tus pies. No pidas permiso, solo ven conmigo. Te subo al cielo y no te dejo caer [1] - beszczelnie zaczął śpiewać, ignorując mnie totalnie.
- Jak mi nie powiesz, to nigdzie z tobą nie idę, pff - oburzenie, level maksymalny.
- Już teraz nic z tym fantem nie zrobisz, KOCHANIE - podkreślił ostatnie słowo swojej wypowiedzi i położył mi rękę na kolanie - Z dzieciństwa chyba wiesz, że niespodzianki lepiej smakują kiedy się o nich nie wie.
- To nie zmienia faktu, że i tak cię zatłukę, Arias - wycedziłam przez zęby.
- Momentami, z wzajemnością - zaśmiał się i odwrócił wzrok.
***

- No i o co tyle bólu dupy ? - zaparkowaliśmy przed niewielkimi budynkami, jakby w jakimś westernie.
- O to, że nadal nie wiem gdzie jestem, po co i na co. Może wreszcie mnie uświadomisz, hę ?
- Widzisz tamtą górę przed nami ? - wskazał palcem przed siebie.
- Ciebie już w zupełności powaliło od tego kolumbijskiego słońca. Miałam ubrać się elegancko i sportowo, więc mam spódniczkę i trampki, ja nigdzie nie mam zamiaru się wspinać ! - po moich protestach, zaczął się perfidnie śmiać.
- Czy ja powiedziałem, że idziemy się wspinać ? - spojrzał na mnie - Żartowałem. Chodź, dzisiaj idziemy nagrywać reklamę do AMelissa - wyszliśmy z samochodu i weszliśmy do pierwszego budynku. Wszystko było w tak niesamowitym klimacie. Usłyszeliśmy co mam robić, a potem już czas zleciał. Zdjęcie za zdjęciem, ubranie za ubraniem.
- I co ? Tak tragicznie było ? - złapał mnie za rękę, kiedy podążaliśmy w stronę samochodu.
- Następnym razem i tak Ci nie zaufam, a teraz musimy jeszcze jechać do firmy podpisać kilka papierów - wsiedliśmy do samochodu i z piskiem opon odjechaliśmy.

***

- Tu, tu i jeszcze tylko tu i gotowe - złożyliśmy swoje podpisy na paru dokumentach i poszliśmy do osobistego biura Malumy.
- Wiesz, że już tak na prawdę nie chcę już jechać dalej w tę trasę, chciałabym już zostać w domu - usiadłam na biurku i odwróciłam głowę w stronę Kolumbijczyka, który siedział na fotelu szefa.
- Wiem, kochanie, wiem. Też już chciałbym zostać i zająć się rodziną, nami, chciałbym czuć taki wewnętrzny spokój, jeśli wiesz o czym mówię.
- Też bym chciała, nawet nie wiesz jak bardzo - zeskoczyłam z biurka i podeszłam do niego, a następnie usiadłam mu okrakiem na kolanach. On przeczesał moje włosy i zaszczycił mnie delikatnym muśnięciem swoich warg.
- Damy radę, razem - złączył nasze dłonie w powietrzu i przyglądał się im.
- Razem.

***

- Yudy, jak miło cię widzieć. Apolo, Romeo ! - chłopcy rzucili się na niego, a ja przywitałam się z ciocią Juan'a.
- Tato ! Ups... wujku ! - krzykną Apolo, a ja nie wiedziałam co się dzieje, Wypuściłam to mimo uszu, a cała ekipą udaliśmy się do pokoju. Poszłam zrobić herbatę, a chłopaki z każdej strony atakowali Juan'a.
- Opowiadaj co tam słychać - postawiłam kubki na stole i zajęłam miejsce obok Kolumbijki.
- Ogólnie to nic ciekawego. Jakoś ten czas leci. Poza tym to chciałam was zaprosić na urodziny Apolo. Są za cztery tygodnie, wiem, że jeszcze macie trasę, ale może uda się wam coś wykombinować. Mały bardzo na was liczy.
- Oczywiście zobaczymy co da się zrobić - uśmiechnęłam się i upiłam łyk zielonej herbaty. Po chwili rozdzwonił się mój telefon - Przepraszam, Eulalia dzwoni, muszę odebrać, pewnie coś ważnego - wzięłam telefon i poszłam na górę, bo nie chciałam gadać przy Yudy, a tym bardziej przy Londono.
- Halo ? - zamknęłam drzwi od sypialni i usiadłam na łóżku.
- Halo, halo. Pani celebrytka wreszcie odebrała telefon - skoro z tak wielkim oburzeniem w głosie mówiła zwykłe zdania, to musiało się coś stać.
- Ria, dzwonisz dopiero pierwszy raz, ale mów co się stało - położyłam się, bo zapowiadało się, że to nie będzie chwilowa rozmowa.
- Ramos, Rafinha, kurwa, nie wiem kto jeszcze ! - no to się dogadamy.
- Przede wszystkim spokojnie. Po kolei. Co Ramos, co Rafinha, co kurwa ? - westchnęłam.
- Ramos. Randka. Rafinha. Randka. Obaj. Seks. Kurwa. Co ? - myślałam, ze zaraz przez ten telefon zaraz wydłubię jej oczy.
- Będziesz. Dalej. Mówić. Zagadnienia. - przewróciłam oczami.
- Dobra. Opowiem ci jak to było. Po naszej ostatniej randce Rafa zaprosił mnie znowu, ale tym razem do siebie no i wiesz... ah, no wiesz. A po rewanżu Ramos zaprosił mnie do hotelu no i wiesz, tak wiesz.
- Wiem, ale nie rozumiem w czym problem. Jesteś dorosła, to chyba nic dziwnego - często nie mogłam jej rozgryźć.
- Bo nie wiem którego teraz wybrać - wypuściła powietrze.
- Proszę o jedno, nie patrz na to przez pryzmat łóżka.
- Nie mówi mi, że gdybyś znalazła kogoś kto jest lepszy od Malumy, a kochałabyś ich tak samo, to chyba wzięłabyś tego lepszego - klepnęłam się w głowę.
- Ale na razie nikt w łóżku od Malumy lepszy nie jest, więc nie mam porównani...aa... - drzwi się otworzyły i zobaczyłam w nich wyszczerzonego Arias'a. - Zadzwonię do ciebie potem, pomyślę, bo teraz nie mogę gadać zbytnio - złowrogim spojrzeniem popatrzyłam na pretty boy'a.
- Na razie, tylko mi nie szalej, ani nie testuj niczego. Nie oczekuje od ciebie tego, żebyś miała porównanie, buziaki - roześmiała się i rozłączyła.
- Nie ma nikogo lepszego w łóżku ode mnie, hmm ? - wszedł na łóżko i postawił ręce przy bokach mojej głowy.
- Nie ma - strzeliłam go delikatnie palcem w nos.
- Tak samo jak nie ma drugiej takiej dzikiej, niedostępnej i seksownej jak ty - pocałował mnie w zagłębienie szyi, a ja się roześmiałam.
- Chodź, bo Yudy czeka, bo już musi jechać. Potem, jak nam czasu starczy, to skończymy - cmoknął mnie ostatni raz w usta i zszedł z łóżka.
- Już jedzie ? Przecież niedawno przyjechała. Dobra, chodźmy - przepuścił mnie w drzwiach i po cichu zeszliśmy na dół. Pożegnaliśmy się i znowu zostaliśmy sami. Apolo nie mógł odkleić się od Luis'a. Wreszcie, ze łzami w oczach, odkleił się od Kolumbijczyka. Ja na prawdę lubię te dzieci. U mnie w rodzinie nie ma takich szkrabów, a na nasze z Juan'em musimy jeszcze poczekać.
- Cudowne te dzieci - odparłam i zajęłam wcześniejsze miejsce na kanapie, ale Arias po posadzeniu swoich czterech liter, wziął mnie na kolana.
- A może wiesz... może postaralibyśmy się o swoje ? - te pytanie wybiło mnie trochę z rytmu. Z jednej strony chciałabym, ale z drugiej jeszcze mieliśmy czas.
- Skończmy może najpierw tą całą szopkę z koncertami, a potem będziemy myśleć, bo chyba narzeczonymi do końca życia też nie chcemy zostać, hmm ? - złączyłam w powietrzu nasze dłonie.
Kiedy nadejdzie noc, zabiorę cię tam, to kolejny krok, zabiorę cię tam [...] razem przez parę chwil. Zabiorę cię tam, gdzie nie zabrał cię nikt. [...] Ucieknijmy razem na parę chwil, żebym poczuł że do życia znowu nabrałem sił. Własnymi oczami w głowie nagrałem film. Jest to mój najlepszy czas, a ty razem z nim * - wyszeptał w moje usta, a następnie wpił się w nie z wielką miłością i namiętnością.
Wsiądziemy w pociąg bez biletów i dalej do celu. Szczęśliwi, nawet jeśli mamy trochę mniej w portfelu. Kierunek sterów zależy wyłącznie od nas* - odszeptałam kiedy oderwałam się od niego. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy i cieszyliśmy się chwilą.

***

- Pakujemy się już z grubsza dzisiaj ? - weszłam do jego domowego biura i usiadłam na kanapie.
- Wiesz jak tego nie lubię i wiesz, że lubię takie rzeczy zostawiać na ostatnią chwilę, ale jak chcesz to idź - nie oderwał wzroku od laptopa.
- A ty nawet w domu musisz pracować ? Wziąłbyś pieski na spacer chociaż może co ? - wstałam i udałam się na dół, do kuchni. Wyjęłam wino z szafki i nalałam sobie trochę do kieliszka. Wzięłam go w rękę i udałam się do garderoby, żeby spakować się tyle o ile. Wywaliłam pół szafy na podłogę i zaczęłam przeglądać co warto wziąć, a czego nie. Włączyłam sobie muzykę w tle i zaczęłam się wydzierać. Wiedziałam, że z narzeczonym o muzyce nie pogadam, ale sama przez siedem lat śpiewałam w chórze. Moje kochanie nigdy o tym nie wiedziało, bo z takim KIMŚ na temat muzyki.. dobra, jest strasznie wyczulony. Ja zatraciłam się w swoim świecie i niestety tym razem było nieuniknione, że się dowie
- Nie wiedziałem, że tak ładnie śpiewasz - usiadł na pufie - pośpiewaj jeszcze za mną.
- Ładnie śpiewam, bo kiedyś, przez bardzoo długi okres czasu śpiewałam w chórze - jego oczy jak pięciozłotówki.
- To pochwal się talentem - aha, jeszcze lepiej - Y esque porque dicen que hay que enamorarse, y es que yo no entiendo porque hay que casarse, simplemente digo hay que vivir el momento, muchas aventuras, sin arrepentimiento. [2] - zaczął śpiewać, a ja do niego dołączyłam i powstał nam spójny, piękny wokal. - To co kochanie, może nagramy razem jakąś piosenkę ? - spojrzał na mnie wyczekująco.
- Zapomnij - uśmiechnęłam się seksownie.
- Ale mam nadzieję, że jeszcze mi pośpiewasz i chyba nawet wiem kiedy - puścił mi oczko,a  ja się delikatnie zaśmiałam. - O, a co to za piękna czerwona, koronkowa bielizna ? Masz zamiar ubrać się w nią dla mnie ? - przygryzłam wargę i tylko spojrzałam mu w oczy. - Widzę jeszcze pas od pończoch. Coś czuje, że ciekawie się zapowiada. Może przymierzysz ? - usiadł na ziemi i wziął ją do ręki.
- Po to, żebyś zaraz ją ze mnie zerwał ? O nie, nie kochany, musisz trochę poczekać - wyrwałam mu ją z ręki i włożyłam do walizki.
- To może przynajmniej pozwolisz, żebym zobaczył co masz teraz pod koszulką - przysunął się i po chwili był na mnie. Całował moją szyję, ale dzisiaj nie byłam w stanie, żeby się mu oddać.
- Przepraszam skarbie, ale dzisiaj niestety nie zobaczysz - podniosłam się do pozycji siedzącej, a on się wycofał.
- Rozumiem kochanie, idę do biura - mina mu zrzedła, ale nie zawsze się chcę. Co ja poradzę, ze ci mężczyźni to są niewyżyte seksualnie istoty, które by tylko kochały i z łóżka nie wychodziły.
Upiłam łyk wina i wróciłam do pakowania. Spakowałam jeszcze trochę koronki i na razie zamknęłam walizkę - El secreto, baby - szepnęłam pod nosem i wyszłam z pokoju.

***

- Jutro niestety czeka nas prawie cały dzień w biurze. Nie tyle co w biurze jak pod krawatem - usłyszałam od Kolumbijczyka, kiedy wreszcie łaskawie zszedł na dół.
- Tak to jest jak się nie tylko śpiewa, ale i jest szefem szefów - odparłam i upiłam łyk z drugiej lampki wina.
- Nie wiem jak ty, ale ja już idę chyba spać. Bierzesz ze mną prysznic czy sama ? - wstał z kanapy, a którą dopiero co usiadł.
- Sama - odwrócił się na pięcie i odszedł lecz jednak zatrzymał się przed schodami - Kocham cię - po tych słowach słyszałam już tylko jego kroki na schodach.



* B.R.O. - Zabiorę cię tam

[1] Jeśli czujesz się samotna, zadzwoń o którejkolwiek godzinie. Całe moje życie kładę ci u stóp. Nie proś o pozwolenie tylko chodź ze mną. Zabiorę cię do nieba i nie pozwolę ci upaść.

[2] Czemu mówią, że trzeba się zakochać, nie rozumiem po co się żenić, po prostu mówię, żyjmy chwilą, przygodami bez żałowania.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

6. ¡De Malas!

16.

14