16.

- Wyjaśni mi ktoś co tu się dzieje ? Od kilku dni nie wiem co się z nią dzieje, gdzie jest i czy w ogóle żyje ?! - krzyknąłem do telefonu rozdrażniony.
- Niestety nie możemy udzielić panu takich informacji - buc po drugiej stronie telefonu, chyba nie miał żadnych uczuć.
- Wiesz co ? Pierdol się ! - rzuciłem telefonem o podłogę. Nie wiedziałem tak na prawdę nic. Chciałem tylko zaspokoić sumienie tym, że nic jej nie jest. Bardzo ją kochałem i martwiłem się. Najzwyczajniej w świecie.

~ PARLAMENT NATO, SPOTKANIE W USA, GODZINA 11:00 ~

- Wszyscy na pozycje - rozkaz to rozkaz. Zajęłam miejsce przy okrągłym stole, na przeciwko Dasoul'a. Wszystko zaczęło się zgodnie z planem i trwało w najlepsze. Ale co dobre się szybko kończy, tak więc piąta osoba, która wyszła na mównicę zdradziła się, ponieważ na marynarce odbijał się kontur broni. Mrugnęłam porozumiewawczo do Soul'a.
- Przepraszam przeprasza. Chyba teraz powinnam wyjść ja - widziałam złość na twarzy i zastanawiałam się czy odważy się wyjąć pistolet. Podeszłam do niego, a szpilki, które stukały, wypełniały ciszę. Każdy zaczął szeptać między sobą, a mój partner sprawnie znalazł się za mówiącym. On złapał go za ręce i skuł w kajdanki, a ja w tym czasie wyjęłam broń. Na szczęście obyło się bez żadnych strzałów... przynajmniej tak myślałam. 
- Odejdź, bo cię zastrzelę ! - jeden z polityków celował w nas z pistoletu. - Rzuć broń i rozkuj go !
- Przepraszam, mogę poprawić buta, bo chyba wszedł mi jakiś robak - facet skinął głową, a ja w tm czasie kliknęłam chip, który miałam na bucie. Po chwili weszli uzbrojeni antyterroryści i zgarnęli gości. Niestety ten jeden w ostatnim momencie zdążył strzelić mi w brzuch. Upadłam na ziemię, zobaczyłam Dasoul'a i nic więcej.


*  SZPITAL CIA, GODZINA 12:59 *

- Daj mi telefon ! - krzyknęłam i resztkami sił napisałam jednego sms'a. Potem pamiętam, że wjechaliśmy na salę operacyjną, pamiętam igłę i nie pamiętam już kompletnie nic.

~ HOTEL HOLIDAY INN BUCARAMANGA CACIQUE, GODZINA PO WYPADKU ~

Nadal nie wiedziałem nic. Nie chciałem jeść, pić, byłem niespokojny jak nigdy. W pewnym momencie dostałem sms'a :

Przepraszam, za to, że zabrałam tyle twojego, cennego czasu.
Mam nadzieję, że znajdziesz sobie kogoś lepszego.
To koniec z nami, a może koniec ze mną.
Pamiętaj, że nigdy nie przestanę Cię kochać
Twoja - już była - Jessica

Nie wierzyłem w to co przeczytałem. Przypomniało mi się, że mam numer do Dasoul'a, który zostawiła mi w razie coś. Wybrałem połączenie i po chwili rozmawiałem z Hiszpanem.
- Powie mi ktoś co się dzieje ?! - niemal krzyknąłem.
- Najpierw spokojnie. Postrzelili Jessicę, jest w szpitalu, właśnie ma operację - jego opanowany ton trochę zadziałał.
- Wyślij mi adres, za niedługo tam będę - rozłączyłem się i poszedłem jak najszybciej ogarnąć samolot, a Miguel znowu miał dużo roboty - musiał przełożyć koncerty.

* SZPITAL CIA, GODZINA 00:11 *

- Nareszcie jestem, co z nią ? - zdyszany wbiegłem do budynku.
- Leży w śpiączce, chodź, zaprowadzę cię - szliśmy długim, szarym korytarzem. Kiedy weszliśmy do sali, aż nogi się pode mną ugięły. Miała podłączone te wszystkie kable, jej twarzy pokazywała ból i jeszcze ten opatrunek na brzuchu. Tego było za wiele. Soul zostawił mnie samego. Wziąłem krzesło i złapałem ją za dłoń. Ucałowałem delikatnie i zacząłem mówić.
- Wiem, że napisałaś to tylko, żeby mnie chronić. I wiem, że mnie teraz słyszysz. Bardzo cię kocham i nie pozwolę, żeby cokolwiek ci się stało. Prędzej popełnię samobójstwo niż pozwolę, żeby spadł ci włos z głowy - zaraz po tym złapałem jej dłoń i najzwyczajniej w świecie zasnąłem. Pierwszy raz od kilu dni, prawie na spokojnie.

* NASTĘPNY DZIEŃ, GODZINA 7:02 *

- Juan, jedź do hotelu, tkwisz tu już tyle godzin - Dasoul przyniósł mi kubek kawy. Podniosłem głowę z łóżka i szyja dała o sobie znać.
- Będę tu tkwił dopóki się nie wybudzi. Będę brudny, zmęczony, głodny, ale się stad nie ruszę - spojrzałem na jej twarz. Po policzku spłynęła łza, a usta wygięły się w niemy uśmiech. - Patrz, ona to wszystko słyszy ! Tak kochanie, twój czyścioszek może być dla ciebie brudny - zaśmiałem się.
- Juan, to może chociaż pojedziesz się trochę zdrzemnąć - Soul nadal próbował.
- Te krzesło jest w stu procentach wygodne i nie mam zamiaru się stąd ruszać. Jedyne co to teraz pójdę do łazienki - postawiłem kubek na szafce - A ty tu bądź dopóki nie wrócę - pogroziłem mu palcem.

~II~

- Wiesz, ten twój narzeczony to na maxa cię kocha. I przepraszam za to wszystko. Teraz widzę, że nie mógłbym tego zepsuć. Ty kochasz jego, on ciebie. Jesteście razem szczęśliwi. I wiesz, nie znam nikogo takiego, kto leciałby 11 godzin i cały czas tkwił przy łóżku osoby, którą kocha. Mam nadzieję, że nic i nikt nigdy nie stanie wam na drodze do szczęścia. Mogę wam tylko pozazdrościć - po jej policzkach łzy spływały jedna za drugą. Kochała go, a ja nie powinienem się w to mieszać.

~II~

- Dzięki, że przy niej zostałeś - uśmiechnąłem się w stronę Hiszpana i ponownie usiadłem przy łóżku.
- Będę uciekał, bo jestem zmęczony. Do zobaczenia - po chwili zniknął z mojego pola widzenia.
- Wiesz. Kocham cię jak nikogo innego na świecie. Chciałbym założyć z tobą rodzinę. Chciałbym, żebys została moją żoną. Chciałbym mieć z tobą małe maluniątka i być szczęśliwym we czwórkę z dodatkiem dwóch piesków. Wtedy koncerty grałbym już sporadycznie, bo wy bylibyście najlepszym i najwspanialszym koncertem. - ucałowałem jej dłoń - Kocham cię - łza z mojego policzka, skapnęła na jej dłoń. Zastanawiałem się czy ona mnie słyszy.
- Też cię kocham - usłyszałem szept i zdziwiony podniosłem głowę. Otworzyła oczy i spojrzała na mnie - Kocham cię najmocniej na świecie - wstałem z krzesła i zawołałem lekarza.
- Świetnie, w takim razie jeśli wszystko będzie dobrze, może pani jutro wyjść do domu. Pod warunkiem, że nie będzie się pani nigdzie ruszać - oświadczył lekarz.
- Wyjaśnisz mi tego sms'a ? - spojrzałem na nią, kiedy lekarz już wyszedł.
- No bo ja myślałam, ze umrę. A nie chciałam, żebyś cierpiał - tym razem to ona ucałowała moją dłoń. - Przepraszam - i rozpłakała się na dobre. Delikatnie wziąłem ją w objęcia, zważając na obszerną ranę.
- Już dobrze.
- Ja teraz będę musiała leżeć w domu. Przez najbliższe tygodnie nie będę mogła z tobą jeździć - mina jej trochę zrzedła.
- Nie będziemy mogli jeździć. Chyba nie myślałaś, ze będziesz nudzić się sama w domu - uśmiechnąłem się.
- Dobra, ale teraz mój czyścioszek pojedzie do hotelu, weźmie prysznic, zje coś porządnego i pójdzie spać przez najbliższe kilka godzin. No już cię tu nie widzę - roześmiała się, a ja byłem szczęśliwy, że ona żyję. I mnie kocha.

~II~

Zaraz po jego wyjściu, układałam się spać. Pomimo śpiączki i tak byłam zmęczona. Kiedy ponownie otworzyłam oczy, zostałam zabrana na badania, które trwały kilka dobrych godzin. Zaraz po tym na wózku zostałam przewieziona do biura przesłuchań z moim psuedoszefem. Podpisałam papiery i jeszcze tego samego dnia mogłam wyjść. Juan w międzyczasie załatwił lot do Medellin i następne kilkanaście godzin w samolocie też przespałam. Mój organizm był wyczerpany, więc dopiero godzinę przez lądowaniem ponownie otworzyłam oczy.
- Obawiam się, że będę spać cały tydzień - roześmiałam się.
- A ja razem z tobą - delikatnie mnie przytulił i ucałował w szyję.
- Pamiętasz co powiedział pan doktor ? - spojrzałam na niego.
- Najbliższy czas to jest czas bez seksu i proszę to sobie zapamiętać - przedrzeźniał pana doktora.
- Niemożliwy jesteś - uderzyłam go delikatnie ręką. - Ja chcę być już w domu. Poza tym to coś mi zimno, a bluzę mam w walizce na samym dnie - przewróciłam oczami - Idę po koc - chciałam się podnieść, ale jego ręka mnie zatrzymała.
- Siedź, to niezdrowe dla ciebie teraz, masz bluzę - zdjął z siebie bluzę i podał mi.
- Dziękuję - pocałowałam go w policzek. Jego bluza nie dość, że była ciepła to w dodatku pachniała nim.
- Dobra, jesteśmy już prawie na miejscu - po niecałych piętnastu minutach, wylądowaliśmy na ziemi. Następnie krótka podróż samochodem i byliśmy w domu.
- Nareszcie ! - krzyknęłam.
- To gdzie będziemy leżeć ? W sypialni czy w salonie ? - zapytał.
- Ja preferuję sypialnie, będę miała bliżej do łazienki. Tak to jest jak się jest kaleką - roześmiałam się.
- To chodź na ręce. Chyba nie myślałaś, że sama wejdziesz po tych schodach - złapał mnie niczym pannę młodą i wszedł ostrożnie po długich schodach. Ułożył mnie następnie delikatnie na łóżku, a sam poszedł po walizki.
- Silny jesteś, nie ma co - pokazałam mu język.
- Jakbym mógł, to bym cię wygilgotał.
- Ale niestety nie możesz. Ale za to ja mogę się z ciebie bezkarnie nabijać - na moich ustach zawitał uśmiech dumy.
- Zapomnij, jak już będę mógł wszystko to czeka cię porządna kara - położył się obok mnie na brzuchu.
- Z twoją pamięcią - machnęłam ręką.
- Przeginasz - pokręcił głową ze śmiechem - Już sobie nagrabiłaś, i żeby nie zapomnieć to sobie w kalendarzu albo przypominaczu zapiszę - tym razem to on wystawił język. Po chwili ciszy zaczął ponownie. - Wiesz, martwiłem się o ciebie, jak jeszcze o nikogo innego wcześniej. Kocham cię i to co powiedziałem o rodzinie i o ślubie, dzieciach, jest stuprocentową prawdą. Kocham cię bardzo - ucałował moja dłoń.
- Ja ciebie też kocham - usiadł obok mnie i zaczął mnie namiętnie całować - Teraz muszą nam wystarczyć same pocałunki - Uśmiechnęłam się tylko i kontynuowaliśmy  to, co mogło być jedyną formą bliskości przez najbliższy czas.

Komentarze

  1. Jak dobrze, że nic jej się nie stało. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrobiłam wszelkie zaległości i mogę komentować. Woow, trochę się działo.. Ciesze się, że z nią wszystko okej i oby szybko doszła do siebie.
    W wolnej chwili zapraszam na nowy rozdział -> http://jedna--noc.blogspot.com/2018/01/rozdzia-osmy.html

    Buźka!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

6. ¡De Malas!

14