7. Ver tu cara cuando lo tengas a dentro

- Dom, słodki dom ! - krzyknęłam zaraz po przekroczeniu progu. Była już godzina dwudziesta druga, ponieważ - stety, niestety- samolot się trochę opóźnił. Pobiegłam szybko na górę, zostawiając Juan'a samego z bagażami, i wzięłam ekspresowy prysznic. W swojej łazience. To było coś. Zeszłam na dół, uprzednio ubierając się w dresy, i minęłam się tam z boy'em, który też poleciał wziąć prysznic. Poszłam do piwnicy, wyjęłam butelkę jednego z najlepszych win, jakie znajdowały się w naszej kolekcji, i zaniosłam je na górę. Wystawiłam dwa kieliszki i czekałam na Malumę. Pojawił się po chwili, otworzył butelkę, i polał nam do kieliszków.
- To za powrót, co prawda chwilowy, ale powrót. - uśmiechnęłam się i wzięłam łyk trunku. Odstawiłam kieliszek, bo w sumie to mieliśmy coś do nadrobienia. Usiadłam okrakiem na jego kolanach i patrzyłam w te piękne oczy koloru kawy espresso. Delikatnie rozsunęłam zamek w jego bluzie, pod którą nie miał nic. Pomogłam mu ją zdjąć i rzuciłam w jakimś nieznanym kierunku. Delikatnie przejechałam ręką po jego klacie, czym wywołałam nie mały dreszczyk. Przygryzł wargę, a ja czułam jak coś powoli napiera na moje podbrzusze. Spojrzałam znowu w te oczy i zobaczyłam ogniki. Uśmiechnęłam się pod nosem i wpiłam się w jego usta. Jeździł rękami po moich plecach, przez co moje ciało pokryło się gęsią skórką. Oderwał się ode mnie i zdjął moją koszulkę, sprawiając, że siedziałam przed nim w koronkowym staniku.
- Myślę, że w sypialni będziemy mieli więcej miejsca. - zmysłowo się zaśmiał i objął mnie za tyłek, a następnie wbiegł po schodach i skierował się prosto do łóżka. Ułożył mnie delikatnie i zaczął całować mój brzuch, od mostka do granicy dresów. Chciałam już czegoś więcej, dlatego zgrabnie przekręciłam się i po chwili siedziałam na nim. Pozbyłam się jego spodni i tym razem to ja zaczęłam wodzić jeżykiem po jego torsie. Zostawiałam mokre pocałunki i widziałam jak się niegrzecznie uśmiecha. Nagle złapał mnie w talii i znów byłam pod nim. Pozbył się wreszcie tych dresów i rzucił je gdzieś na podłogę. - Dosyć już tych wszystkich ubrań. - zaśmiał się i delikatnie opuścił miseczkę mojego stanika, zahaczając o mój sutek, który stał się twardy. - Wiesz co ? To chyba już też nie będzie mi potrzebne. - sprawnie odpiął mój stanik i po chwili zdobił pięknie naszą podłogę, a on przyssał się do moich sutków, lekko je przygryzając i łagodząc pocałunkami. Jęczałam z rozkoszy i czułam jaka jestem mokra. Spontanicznie zmienił swój cel i całował mnie od ucha do obojczyka. Trzymałam ręce na jego karku, przyciągając go bliżej do siebie. Zjeżdżał językiem coraz niżej i zataczał kółka wokół mojego pępka. Delikatnie odchylił gumkę moich string i całował coraz niżej moje podbrzusze. Jego mokre pocałunki sprawiały, że coraz bardziej pragnęłam jego ciała. Kiedy wreszcie złapał zębami koronkowy materiał i na dobre ściągnął go ze mnie, byłam w raju. Wziął je w rękę i rzucił obok mojego stanika. - Ale mokre. - zagryzł wargę i wrócił do skradania pocałunków. Delikatnie zaczął przesuwać się w dół i składał pocałunki na mojej pochwie, czym sprawiał, że robiłam się coraz bardziej mokra. - Pięknie pachniesz. skarbie. - wyszeptał zmysłowo, patrząc na mnie. Przejechał kciukiem, a następnie uniósł się i skierował go do moich ust. - Poczuj jak smakujesz, ssij. - poczułam lekko metaliczny smak. Wyjął kciuka z moich ust i włożył swoje dwa długie palce we mnie. Byłam strasznie mokra, a jego palce... ah, jęczałam coraz głodniej. - Wiem, że to lubisz. - uśmiechnął się, a ja tylko jęczałam. - ale nie pozwolę ci jeszcze dojść. - mina niegrzecznego chłopca, pojawiła się na jego ustach. Obróciłam się i teraz to ja byłam na górze. Zdjęłam szybko jego bokserki i ujęłam w ręce coś, co zawsze sprawiało mi zajebistą przyjemność. Zaczęłam poruszać rękami w górę i w dół, coraz szybciej.
- O tak skarbie. - Arias był zachwycony, ale kara musiała być. Zdjęłam ręce, wstałam i kokieteryjnie poruszając biodrami, udałam się do szafki, z której wyjęłam srebrne opakowanie. Przerwałam zębami paczuszkę, a następnie zajmując wygodne miejsce, nałożyłam prezerwatywę na jego penisa. Po chwili jednak znowu byłam na dole. Całował moją szyję, a ja wygięłam się w łuk. Czułam koniec jego kolegi przy mojej pussy czym doprowadzał mnie do szału. Czekałam tylko aż wreszcie mnie wypełni.
- Przejdźmy już do rzeczy. - seksownie się uśmiechnęłam. Byłam już całą spocona, pragnęłam go niesamowicie.
Ver tu cara cuando lo tengas a dentro. [1] - wyszeptał, a po chwili wślizgnął się we mnie i zaczął rytmicznie poruszać. Coraz szybciej i szybciej. Drapałam jego plecy i jednocześnie jęczałam tak głośno, niczym przynajmniej dziewiętnaście kotów. - O tak kochanie. - szeptał, a ja nadal jęczałam. Mogłam się założyć, że miał całe podrapane plecy. Powoli dochodziłam, on tak samo. Kiedy krzyczeliśmy nawzajem swoje imiona, on ostatni raz pchną mocno, aby znieruchomieć i całkowicie wlać się we mnie. Mój świat rozsypał się na miliony kawałków, a on położył się obok mnie, przysuwając mnie do siebie. Pocałował mnie w głowę, a ja wtuliłam w jego tors. Jestem cała spocona, tak jak on i dyszymy.
- Wiesz jak bardzo cię kocham ? - spojrzał na mnie.
- Wiem. - skradłam buziaka, który jednak po chwili przerodził się w bardziej namiętny. Kiedy skończyliśmy, ułożyłam rękę na jego mostku i tak, razem z nim, odpłynęłam w krainę Morfeusza.

*** wtorek - piątek

Rano wstałam pierwsza. Podniosłam się z łóżka i o mało co nie wywróciłam się o wczorajsze - mokre - prześcieradło. Powędrowałam po cichu do łazienki i wzięłam szybki prysznic. W pewnej chwili przypomniało mi się to, o czym wczoraj mówiła Diana. Mieliśmy dziś na dziewiątą jechać na spotkanie. Spojrzałam przelotnie na  zegarek. Dwadzieścia po ósmej. Cholera! W samej bieliźnie wbiegłam do pokoju i podeszłam do Juan'a. Pocałowałam go w usta.
- Wstawaj. - lekko nim potrząsnęłam.
- Chodź, poleżmy jeszcze. - pociągnął mnie na siebie.
- Arias, do cholery, wstawaj ! Mamy spotkanie za - spojrzałam ponownie na zegarek - dokładnie trzydzieści osiem minut. Nie wiem jak ty, ale ja idę się ogarniać. - zeszłam z niego i ponownie znalazłam się w łazience. Zrobiłam sprawnie makijaż i pobiegłam do garderoby po najzwyklejsze czarne spodnie i białą koszulkę. Pod nogami, może nie dosłownie, kręcił mi się Juan. U nas wszystko zawsze na ostatnią chwilę. Kiedy byłam gotowa, wyszłam z łazienki, założyłam tylko czarne szpilki na nogi, biżuterię i zeszłam na dół, żeby spakować torebkę. Było już za dziesięć, więc powinniśmy wychodzić. - Juan ! - krzyknęłam.
- Już idę. - szybko zbiegł na dół i poszliśmy do samochodu. W miarę niedługim czasie znaleźliśmy się pod budynkiem, byliśmy spóźnieni tylko pięć minut, co w naszym przypadku jest dobrym osiągnięciem. Wysiedliśmy z samochodu, a Maluma złapał mnie za rękę i pokierowaliśmy się do środka. Idąc długim korytarzem, spotkaliśmy po drodze Dianę.
- Miej dla mnie litość i zrób nam dwie podwójne, a nawet potrójne kawy. - wypowiedział błagalnym tonem, a potem wszyscy się zaśmialiśmy. Kiedy już znaleźliśmy się pod właściwymi drzwiami, weszliśmy do środka. Przywitaliśmy się z Enduardem i Filipe, a następnie zasiedliśmy na swoich miejscach. Mężczyźni obgadywali wszystkie sprawy, bardziej ogólnie, a ja wyjaśniałam wszystkie szczegóły i rzeczy od tej bardziej prawnej strony. Wszyscy zadowoleni, podpisaliśmy umowę, pożegnaliśmy się i wreszcie przyszedł czas na upragnioną kawę. Usiedliśmy na kanapie, a Diana przyniosła nam kawę.
- Nareszcie. - upił łyk kawy i odetchnął. - Może teraz będę normalnie funkcjonował. - zaśmiał się i złączył nasze ręce. Mogę z czystym sumieniem, że sam smak kawy poprawił mi nastrój, a myśl o wczorajszej nocy, wywołała we mnie miliardy endorfin. Odstawiłam filiżankę i nadal wtulałam się w Londono.
- Mamy jeszcze dziś coś o załatwienia, czy możemy się już tylko obijać ? - spojrzałam z wyczekiwaniem.
- Oprócz wieczornego treningu, wydaje mi się, że nie. - zaśmiał się i wstał. Podał mi rękę, poszliśmy pożegnać się z ekipą i pojechaliśmy do domu, aczkolwiek nie naszego.

***

- Dzieci, nareszcie ! - pani Marlii wyściskała nas już w progu. Bardzo lubiłam tę kobietę. Zawsze pogodna, radosna, uśmiechnięta. Można było z nią pogadać o wszystkim, a nawet poskarżyć się na swojego narzeczonego, a potem, ba, oczywiście, że nie obeszło się od małego opierdzielu. Poszliśmy wszyscy do salonu i zasiedliśmy na kanapie. - Napijecie się czegoś ? Kawy, herbaty ?
- Może tej kawy to już starczy, bo w nocy nie będziemy mogli spać. - uśmiechnęłam się.
- To będziemy roić coś innego. - powiedział pod nosem i zakaszlał, a ja, ponieważ obejmował mnie w talii, delikatnie uszczypnęłam jego rękę.
- Napijemy się herbaty. - pani Arias poszła, a my -całkiem- cierpliwie czekaliśmy.
- Uspokój się chociaż przy swojej mamie, okey ?
- Przewrażliwiona jesteś. - oznajmił beznamiętnie.
- Dobrze, będę wiedzieć na przyszłości. - mama Juan wróciła, więc przerwaliśmy naszą dotychczasową rozmowę.
- I jak tam w swoim własnym domu ? Nie ma to jak swoje łóżko, prawda ? - uśmiechnęła się.
- Z nim się mogę wszędzie pieprzyć. - szepnęłam, a Luis mi przerwał.
- Wiadomo, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. - uśmiechnął się i zmierził mnie spojrzeniem.
- A ty Flavio, nie masz dość tej trasy ? - zwrócił się do mnie.
- Ja mam dosyć tych dni bez seksu. - zakaszlał znowu.
- Powoli mam, ale jest obok mnie mój cały świat, więc jest stabilnie. - uśmiechnęłam.
- Cały świat z wielkim ... - znowu zaczął kasłać, ale tym razem to pani Arias uratowała sytuację.
- Kochanie, ty chyba jesteś chory, poczekaj przyniosę ci jakiś syrop. - i poszła. Wystarczyło, żeby tylko zniknęła za ścianą, a ja zaczęłam się śmiać.
- Oj, kochanie, nie wiem kiedy nabawiłeś się tego kaszlu. - wyszczerzyłam się, a on zmierzwił mnie wzrokiem.
- Nic nie mów. - był poważny.
- A ty już lepiej nie kaszl. - pocałowałam go w policzek, a Marlii podała Malumie syrop, który patrząc po jego wyrazie twarzy, nie był za dobry. Jeden punkt dla Julii.
- Niedługo przyjedzie Manuela i Luis, więc poczekajcie, to zjemy razem obiad, i tak przecież nic was nie goni. - uśmiechnęła się,
- Oczywiście, że zostaniemy, i tak nie mamy nic do roboty. - odwzajemniłam uśmiech.
- A co tam u Yudy ? - zapytał Juan, a ja teatralnie przewróciłam oczami. Nie przepadałam za ta kobietą, ale może zacznijmy od tego kim była Yudy. Więc tak - Yudy Arias, ciotka Mlaumy. Instruktorka yogi ( to wcale nie ona zaraziła mojego narzeczonego yogą ), teraz się trochę uspokoiła,  lecz wcześniej, kiedy jeszcze nie byliśmy razem, podrywała swojego siostrzeńca. Od zawsze nam mówili, że w krajach Ameryki Południowej dzieją się różne dziwne rzeczy i muszę przyznać z czystym sumieniem, że mieli rację.
- Wszystko w porządku, ostatnio była na jakimś szkoleniu, więc dzieciaki siedziały u nas.
- Właśnie, a jak Apolo i Romeo ? - następne pytanie - kto to Apolo i Romeo ? Dzieci cioci Yudy, które Maluma traktował jak swoje własne. Nie bez powodu ma wytatuowane ich imiona na karku oraz ich daty urodzenia na ramionach. Na początku naszej znajomości, widząc jak się nimi zajmuje, miałam wrażenie, że to są jego własne dzieci.
- Dobrze, ale z tego co wiem, to stęsknili się za tobą.
- Właśnie, może zaproszę ją żeby przyjechała jutro z dzieciakami. - uśmiechnął się, a ja już przed oczami miałam jak te spotkanie będzie wyglądać. Moje wyobrażenie przerwały otwierające sie drzwi, a w nich Luis i Manuela.
- Witajcie w domu ! - zaśmiał się Pan Londono. I uściskał swojego syna, a do mnie podeszła Manu. Następnie uściskał mnie przyszły teść.
- To ja w takim wypadku idę robić obiad. - mama Juan'a i Manu wstała.
- To my pójdziemy z panią. - uśmiechnęłam się i wszystkie we trzy poszłyśmy do kuchni, tym samym zostawiając mężczyzn samych.

***

Z kuchni wyszłyśmy dopiero wtedy, kiedy wszystko było gotowe.  Arroz con coco, a do tego grilowany kurczak, było tym, co znalazło się na naszych talerzach. Wszystko postawiliśmy w jadalni i zawołałyśmy Juan'a i Luis'a. Narzeczony zajął miejsce z mojej lewwej strony, po mojej prawej stronie siedziała natomiast Manuela, a na przeciwko rodzice rodzeństwa. Życzyliśmy sobie smacznego i zaczęliśmy się zajadać pyszną potrawą.
- Bardzo dobre. - rzekł pan Londono.
- Zgodzę się z tym w stu procentach. - uśmiechnęłam się.
- Właśnie dzieci, a kiedy znowu będziecie w Medellin ? - zagadnęła Marlii.
- Zostało jeszcze niecałe sześc tygodni trasy, a potem już nie planujemy żadnych wyjazdów, oprócz jakichś rekreacyjnych. Z tego co wiem, to jeśli się uda to za jakieś trzy-cztery tygodnie będziemy na jakieś kilka dni. - oderwał się od jedzenia, żeby odpowiedzieć na pytanie. Już miałam dość, a jak myślałam, że za trzy dni znowu jedziemy w świat, to lekko mówiąc, miałam ochotę się posiekać.
- Niech państwo wpadną w piątek po południu na kawę. Pożegnamy się, pogadamy jeszcze trochę.
- Dziękujemy za zaproszenie i zapewne skorzystamy. - podziwiałam panią Marlii za tą jej pogodność.
- A ja dziękuje za jedzenie. - zaśmiał się Juan.
- To teraz braciszku po buziaczku w policzek dla każdej gotującej. - roześmiała się, a on wstał od stołu, podszedł do swojej mamy i ucałował ją w policzek, potem do swojej siostry, a na samym końcu do mnie, ale ja natomiast dostałam całusa w usta.
- Reszta później. - wyszeptał dyskretnie do mojego ucha.

***

- Dziękujemy jeszcze raz i zapraszamy. - pożegnałam się z państwem Londono oraz z Manuelą. Wyszliśmy z ich posiadłości i udaliśmy się do samochodu. - Świetnych masz rodziców. - uśmiechnęłam się i zrobiło mi się lekko smutno, bo swoich nie widziałąm już dłuższy czas, co prawda, ze dzwoniłam i tak dalej, ale to nie to samo. Obiecałam sobie, że jak ta trasa się skończy to będę się z nimi widziała co dwa-trzy tygodnie.
- Wiem i nie smuć się. Widzę ten smutek w twoich oczach. - położył rękę na moim kolanie. - Odwiedzimy ich i obiecuje ci to teraz, że jak skończy się trasa pojedziemy do nich na ile będziesz chciała. - uśmiechnął się co odwzajemniłam. - A teraz już jedźmy i uśmiechnij się. Na pocieszenie w domu zrobimy ciasto. - roześmiał się. - I może nie tylko ciasto. - poruszał zabawnie brwiami.
- Na razie nie chcę dzieci. - spoważniałam.
- Ale dobrze sobie możemy robić. - wyszczerzył się i ruszył przed siebie.

**
BUZIAKI ;* I SERDUSZKA <3
-> 10 LISTOPADA

Komentarze

  1. Przepraszam za Spam ...
    Zapraszam na drugi rozdział historii o skoczkach narciarskich - http://a-dlaczego--nie.blogspot.com/2017/10/2nadzieja-przeciez-jest-tym-co-trzyma.html

    I może wpadniesz na pierwszy rozdział historii o Łukaszu Piszczku i jego kolegach z Borussi - http://niemozemysiepoddac.blogspot.com/2017/10/spojrzenie-pierwsze.html

    Jeszcze raz przepraszam za Spam i mam nadzieję, że wpadniesz i zostawisz jakiś ślad po sobie.
    Buziaczki ;)
    Evie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

6. ¡De Malas!

16.

14