12
- I kto tu ma głowę na karku ? No kto ? No powiedz mi kto kupił jeszcze pudełko lodów na zapas ? Hmm ? - czy jego czasami można gdzieś zamknąć ?
- Nie oszukuj się, skarbie, i tak je dzisiaj zeżresz jak świnka - cmoknęłam go w policzek i poszłam do salonu.
- Uważasz, że jestem gruby jak świnia ?! - ups, irytacja.
- Nie, uważam, że jesteś wystarczająco gruby na tyle, że mam się za co złapać w łóżku jak odlatuje - puściłam mu oczko, a on rzucił się obok mnie, ale po chwili położył mi się na brzuchu.
- Wiesz co ? Kocham cię - te piękne brązowe oczy, pełne miłości i szczerości.
- Ja też, nawet nie wiesz jak mocno - ucałowałam go w usta. Słodko wyglądał w tej swojej pudrowo-różowej bluzie, która jakimś dziwnym przypadkiem była też jedną z moich ulubionych. - Nie spytam dokąd i stąd czy stamtąd, bo nie jest ważny kierunek. Z tobą boso dniem i nocą mój najlepszy duet. Złapmy w biegu jakiś zacny trunek. Znasz mój numer, chodź nad strumień, chodź na spacer * - wyszeptałam mu wprost w usta i znowu uraczyłam je pocałunkiem.
- [...] kocham cię nad życie i cie nienawidzę, za to złe oblicze [...] Chodź będziemy dziś jak pan i pani Smith* - roześmiał się i przekręcił mnie, że leżałam pod nim. Zaczął mnie namiętnie całować. Z każdą chwilą te pocałunki stawały się śmielsze i odważniejsze, jakby za wiedział, że za tą pokusą czai się śmierć, której on się tak naprawdę nie boi.- Tyle piękna w sobie masz [...] Moje serce tylko twoje jest ** - szeptał miedzy pocałunkami.
- Mieliśmy jeść lody - tak, lubiłam jeść, podkreślam JEŚĆ lody.
- Lody nie zając, nie stopią się - no i po tych magicznych słowach, zaginęła mi koszulka razem z bluzą.
- Tobie to w tej bluzie chyba za gorąco jest - po zdjęciu z owego osobnika owej części garderoby, przed oczami ukazał mi się pięknie wyrzeźbiony brzuch, który jeszcze w dodatku był opalony.
- Tak bardzo ciebie dzisiaj pragnę, kochanie - wyznaczył pocałunkami linie na moim brzuchu i spojrzał mi w oczy, a po chwili rozpiął stanik.
- Wiesz, mam dzisiaj ochotę poprzytulać się, poleżeć, ale nic więcej - nie zauważyłam na jego twarzy ani zawiedzenia, ani niczego co by pokazywało jakiekolwiek uczucia.
- W sumie to ja też - wtuliłam się w niego, a jego ciepły tors ogrzewał moje zimne piersi - Chcieć to jedno, posiadać to drugie. A ja nie chcę, ja posiadam - ucałował mnie w czoło i odpłynęłam do krainy erotycznych bajek.
- Cześć Yudy - Kolumbijka przytuliła mnie,a następnie do mojej nogi przykleił się Apolo i Romeo.
- Wujek ! - po chwili wziął w objęcia swoich chrześniaków.
- Stęskniłem się troszkę - zamknął ich jeszcze szczelniej w objęciu.
- My też, oj my też - starszy z Arisów się odezwał.
- Chodź się przejść, JL zostanie z dziećmi - złapała mnie za przedramię i wyszłyśmy z domu. Kiedy szłyśmy przy Santa Fe Zoo Parque Zoológico , zaczęła rozmowę - Powiesz mi o co chodzi z tobą i Juan'em ? - no i się zaczęło.
- Od rana jest jakiś dziwny. Wczoraj miód maliny, a dzisiaj kolce i gwoździe. Ja ostatnio nie ogarniam go. Widocznie powinniśmy odpocząć od tej trasy i posiedzieć tu w domu, albo pojechać gdzieś, ale tylko rekreacyjnie - spuściłam głowę w dół i zaczęłam szurać nogami.
- Faktycznie, on zawsze był specyficzny no i nie ukrywajmy - jest trochę egoistą. Chociaż nie ukrywam, odkąd związał się z tobą, zmienił się diametralnie - spojrzała na mnie.
-Uznajmy, że uwierzę ... kiedyś.
[1] Znikasz i czasami się pojawiasz. Tak ci jest dobrze, ale zapamiętaj, że nie wiesz czy pewnego dnia nie będziesz mnie potrzebować.
* Kleszcz x Dino ft. Lilu - Spacer
** After Party - Przez Ciebie mam w brzuchu motyle
*** Żabson - D'Angel
- Nie oszukuj się, skarbie, i tak je dzisiaj zeżresz jak świnka - cmoknęłam go w policzek i poszłam do salonu.
- Uważasz, że jestem gruby jak świnia ?! - ups, irytacja.
- Nie, uważam, że jesteś wystarczająco gruby na tyle, że mam się za co złapać w łóżku jak odlatuje - puściłam mu oczko, a on rzucił się obok mnie, ale po chwili położył mi się na brzuchu.
- Wiesz co ? Kocham cię - te piękne brązowe oczy, pełne miłości i szczerości.
- Ja też, nawet nie wiesz jak mocno - ucałowałam go w usta. Słodko wyglądał w tej swojej pudrowo-różowej bluzie, która jakimś dziwnym przypadkiem była też jedną z moich ulubionych. - Nie spytam dokąd i stąd czy stamtąd, bo nie jest ważny kierunek. Z tobą boso dniem i nocą mój najlepszy duet. Złapmy w biegu jakiś zacny trunek. Znasz mój numer, chodź nad strumień, chodź na spacer * - wyszeptałam mu wprost w usta i znowu uraczyłam je pocałunkiem.
- [...] kocham cię nad życie i cie nienawidzę, za to złe oblicze [...] Chodź będziemy dziś jak pan i pani Smith* - roześmiał się i przekręcił mnie, że leżałam pod nim. Zaczął mnie namiętnie całować. Z każdą chwilą te pocałunki stawały się śmielsze i odważniejsze, jakby za wiedział, że za tą pokusą czai się śmierć, której on się tak naprawdę nie boi.- Tyle piękna w sobie masz [...] Moje serce tylko twoje jest ** - szeptał miedzy pocałunkami.
- Mieliśmy jeść lody - tak, lubiłam jeść, podkreślam JEŚĆ lody.
- Lody nie zając, nie stopią się - no i po tych magicznych słowach, zaginęła mi koszulka razem z bluzą.
- Tobie to w tej bluzie chyba za gorąco jest - po zdjęciu z owego osobnika owej części garderoby, przed oczami ukazał mi się pięknie wyrzeźbiony brzuch, który jeszcze w dodatku był opalony.
- Tak bardzo ciebie dzisiaj pragnę, kochanie - wyznaczył pocałunkami linie na moim brzuchu i spojrzał mi w oczy, a po chwili rozpiął stanik.
- Wiesz, mam dzisiaj ochotę poprzytulać się, poleżeć, ale nic więcej - nie zauważyłam na jego twarzy ani zawiedzenia, ani niczego co by pokazywało jakiekolwiek uczucia.
- W sumie to ja też - wtuliłam się w niego, a jego ciepły tors ogrzewał moje zimne piersi - Chcieć to jedno, posiadać to drugie. A ja nie chcę, ja posiadam - ucałował mnie w czoło i odpłynęłam do krainy erotycznych bajek.
***
- Aj, moja szyja - wstałam i zaczęłam masować kark przy okazji zrzucając Juan'a z kanapy - Dzień dobry, kochanie - wyszczerzyłam się i postawiłam stopy na zimnej podłodze.
- Miła pobudka, skarbie - wycedził przez zęby.
- Każdy ma taką, na jaką sobie zasłużył - puściłam mu oczko i kołysząc biodrami, udałam się do kuchni, gdzie wstawiłam wodę na kawę. Kiedy szklanki wypełniła czarna ciecz, zabrałam je do wielkiego salonu.
- Przez ciebie nabiłem sobie siniaka - wyskoczył z żalem, a ja niewzruszona, zajęłam miejsce na skórzanej kanapie.
- Mam ci zacząć wymieniać co ja sobie przez ciebie zrobiłam ? - spojrzałam na niego spod byka.
- Dobra, koniec - ostatni raz uraczył mnie spojrzeniem i poszedł na górę, zapewne przebrać się z piżamy. Wracając po pięciu minutach, niefortunnie uderzył palcem w róg wersalki.
- Ups - wyszeptałam.
- Cholera, jak boli - i wiedziałam, że dzisiejszego dnia mój ukochany dobrego humoru miał nie będzie.
- Jedziemy dzisiaj do firmy czy do twoich rodziców ? Bo w sumie to już jutro wieczorem znowu jedziemy w trasę - i również mi zrzedł humor. Wolałam nasz dom w Medellin niż kolejne hotele, gdzie wcale nie czułam się dobrze.
- Do firmy. Mamy dzisiaj spotkanie z De la Geezy i z tym, eh, jak mu tam było ? Dobra, z ... zapomniałem.
- Czyżby chodziło ci o Miguela ?
- Nie, mówiłem o Lasensie - zajął miejsce obok mnie i upił łyk kolumbijskiej kawy.
- A potem przyjeżdża Yudy ... - przewróciłam oczami.
- Masz z tym jakiś problem ? - rzekł z wyrzutem.
- Mam problem, ale z tobą - wstałam i wyszłam - Ogarnij się trochę, bo wczoraj przytulasy i pocałunki, a dzisiaj jakbyś mógł to byś mnie wygonił z domu - odwróciłam się na pięcie - A w sumie to możesz mnie wygonić, twoja mama z chęcią mnie przyjmie pod swój dach. Lepsze to niż mieszkanie z jej zarozumiałym synkiem.
***
Plisowana biała spódnica idealnie współgrała z pudrowo-różową koszulą. Złota bransoletka oraz zaręczynowy pierścionek pobłyskiwał na mej dłoni, uzupełniając stylizację. Natomiast wyraziste różowe buty przykuwały uwagę. Ostatnie spojrzenie w lustro - jestem gotowa. Zeszłam po schodach na dół i udałam się do garażu, gdzie czekał Arias. Wsiadłam do środka matowej Panamery i lekko odurzył mnie zapach skóry. Z piskiem wyjechaliśmy z garażu i podążyliśmy prosto do siedziby Royalty World.
***
Szklany stół, aż błyszczał od czystości. Sprzątaczki na prawdę wykonywały dobrą robotę. Zajęłam miejsce obok Londono oraz Fernando, jego ojca. Po chwili zaszczycił nas obecnością sam Lasensa. Po krótkiej wymianie zdań, mieliśmy przejść do meritum, ale moja ukochana przyjaciółka uraczyła mnie telefonem. Przeprosiłam wszystkich i wyszłam.
- Co to za sprawa, która nie może poczekać do wieczora ? Nie żeby coś, ale przecież wiesz, że jestem w pracy- byłam z lekka zirytowana tą sytuacją.
- Przepraszam najmocniej pani prezes ..
- Pani szefowa działu marketingu i finansów - przerwałam jej, lekko kaszląc.
- Tak, tak, a ja magister fizjoterapii mam na serio ważną sprawę.
- Hmm ?
- Jesteś mi znowu tu potrzebna. Sorry, ale nie daję sobie tu rady - z żalem w głosie wypowiadała następne słowa,
- Tak, Junior dzwonił ostatnio do mnie, ale nie ni konkretnego nie powiedział - w głowie analizowałam ostatnią rozmowę z Brazylijczykiem.
- Pogadam z Juan'em i oddzwonię ci wieczorem. Trzymaj się Eulalia - rozłączyłam połączenie i wróciłam do biura.
- Dobrze, to zdzwonimy się jak będziecie już w Miami - Micky pożegnał się i wyszedł razem ze starszym Ariasem.
- Co mnie ominęło ? - spytałam Kolumbijczyka.
- Wątpię, że cię to interesuje - wsunął krzesło.
- Masz rację. Twoja trasa też mnie gówno obchodzi, robię to tylko bo cię kocham - i szybkim krokiem odeszłam. Został po mnie tylko odgłos stukających szpilek, odbijający się echem.
- Ale to nie tak...- usłyszałam w oddali, ale nie zwracałam już na to uwagi.
***
- Cześć Yudy - Kolumbijka przytuliła mnie,a następnie do mojej nogi przykleił się Apolo i Romeo.
- Wujek ! - po chwili wziął w objęcia swoich chrześniaków.
- Stęskniłem się troszkę - zamknął ich jeszcze szczelniej w objęciu.
- My też, oj my też - starszy z Arisów się odezwał.
- Chodź się przejść, JL zostanie z dziećmi - złapała mnie za przedramię i wyszłyśmy z domu. Kiedy szłyśmy przy Santa Fe Zoo Parque Zoológico , zaczęła rozmowę - Powiesz mi o co chodzi z tobą i Juan'em ? - no i się zaczęło.
- Od rana jest jakiś dziwny. Wczoraj miód maliny, a dzisiaj kolce i gwoździe. Ja ostatnio nie ogarniam go. Widocznie powinniśmy odpocząć od tej trasy i posiedzieć tu w domu, albo pojechać gdzieś, ale tylko rekreacyjnie - spuściłam głowę w dół i zaczęłam szurać nogami.
- Faktycznie, on zawsze był specyficzny no i nie ukrywajmy - jest trochę egoistą. Chociaż nie ukrywam, odkąd związał się z tobą, zmienił się diametralnie - spojrzała na mnie.
-Uznajmy, że uwierzę ... kiedyś.
***
- Trzymajcie się, cześć - wizyta Kolumbijki dobiegła końca.
- Musimy pogadać - oznajmiłam niepewnym tonem Londono.
- Znowu chcesz mi coś wypominać ? - popatrzył spod byka.
- Weź skończ, bądź choć odrobinę poważny - teatralnie przewróciłam oczami.
- Querida, zawsze jestem poważny - spojrzał na mnie bez żadnych emocji na twarzy.
- Muszę pojechać do Barcelony, Ria dzwoniła, że jestem jej potrzebna. W sumie to Da Silva też ostatnio do mnie wydzwaniał - i nic. Nawet nie drgnął. Wpatrywał się we mnie, jakby chciał wypalić mi dziurę w głowie.
- Nigdy nie chciałem byś się czuła jak zamknięty ptak. Nie po to się starałem kilka miesięcy tak [...] Trochę się już nauczyłem, że ta miłość bywa chora*** - nie wiedziałam już nic. Mam to potraktować jako przyzwolenie czy jako ostrzeżenie ?
- A bez owijania w bawełnę można ? - podniosłam nieznacznie głos, bo zaczęłam się już irytować. Sam dobrze wiedział, że ja nie lubię niedomówień, bo co by było gdybym potraktowała to jako przyzwolenie, a za dwa dni otrzymałabym telefon, że nie o to mu chodziło i to już definitywny koniec ?
- Te desapareces. Y apareces aveces. Te queda bien pero recuerda bebesita. Que tu no sabes si algun dia me necesitas. [1] - wyszeptał.
- Wiesz co ? Wcale nie potrzebuje twojej zgody. Jadę - zarzuciłam włosami i udałam się na górę spakować walizkę i zabukować bilet.
- Eulalia, jutro o dwudziestej powinnam być, szykuj dobre wino - nagrałam się przyjaciółce na sekretarkę, odłożyłam telefon i dałam się porwać w krainę Morfeusza.
- Nawet się nie pożegnasz ? - spojrzał na mnie, kiedy w przejściu postawiłam swoje walizki.
- Oho, odezwałeś się. Mam zacząć ci bić brawo ? - spojrzałam na niego żałośnie.
- O co ci teraz chodzi ? - był lekko poirytowany
- O to o co tobie wczoraj... że się tak brzydko wyrażę - o gówno - uśmiechnęłam się, odwróciłam się na piecie i wyszłam z domu, nie prosząc go nawet o pomoc z walizkami. Taksówką udałam się na lotnisko, a tam już czas zleciał mi bardzo szybko.
- Wiesz co ? Wcale nie potrzebuje twojej zgody. Jadę - zarzuciłam włosami i udałam się na górę spakować walizkę i zabukować bilet.
- Eulalia, jutro o dwudziestej powinnam być, szykuj dobre wino - nagrałam się przyjaciółce na sekretarkę, odłożyłam telefon i dałam się porwać w krainę Morfeusza.
***
- Nawet się nie pożegnasz ? - spojrzał na mnie, kiedy w przejściu postawiłam swoje walizki.
- Oho, odezwałeś się. Mam zacząć ci bić brawo ? - spojrzałam na niego żałośnie.
- O co ci teraz chodzi ? - był lekko poirytowany
- O to o co tobie wczoraj... że się tak brzydko wyrażę - o gówno - uśmiechnęłam się, odwróciłam się na piecie i wyszłam z domu, nie prosząc go nawet o pomoc z walizkami. Taksówką udałam się na lotnisko, a tam już czas zleciał mi bardzo szybko.
***
- Proszę pani, już jesteśmy - miła staruszka obudziła mnie. Fajnie się spało, no ale musiałam wstać. Przeciągnęłam się w miarę miejsca i po chwili lądowaliśmy. Wyszłam cała zdrętwiała z samolotu, a potem to już tylko formalności. Kiedy wszystko zostało wykonane jak należy, następną taksówką udałam się do domu przyjaciółki. Barcelono, znowu przybyłam !
***
- Naprawdę długo cię tu nie było - zaśmiała się i wpadłam w jej ramiona.
- No cóż, widocznie jakiś magnes mnie tu przyciąga - resztę wieczora spędziłyśmy na ploteczkach z lampką wina w ręku. Trzeba było się wyluzować przed jutrzejszą, ciężką pracą.
[1] Znikasz i czasami się pojawiasz. Tak ci jest dobrze, ale zapamiętaj, że nie wiesz czy pewnego dnia nie będziesz mnie potrzebować.
* Kleszcz x Dino ft. Lilu - Spacer
** After Party - Przez Ciebie mam w brzuchu motyle
*** Żabson - D'Angel
Coś czuję, że Eulalia ma ochotę skopać Malumie dupę XD
OdpowiedzUsuń